sobota, 15 listopada 2014

III

Zimny powiew wiatru, przebiegł mi po plecach. Skuliłem się w kulkę na środku łóżka i mocniej się nakryłem i wyczułem, że obok mnie jest wolne miejsce. Przecież kładłem się spać z Billem.
Otworzyłem szeroko zaspane oczy i ziewnąłem siadając na brzegu łóżka. Rozejrzałem się po pokoju szukając czarnej łepetynki. Zatrzymałem wzrok dopiero w miejscu gdzie jeszcze wczoraj stały nasze walizki. Wczoraj stały dzisiaj nie. Oh, Billy mi uciekł?! Ale po co z moją walizką i dlaczego? Stanąłem na środku pokoju z założonymi rękoma i zapaliłem papierosa, zastanawiałem się, gdzie mógł pójść nie znając okolicy, albo inaczej, gdzie się zgubił? Muszę go poszukać bo jeszcze sobie coś zrobi. Westchnąłem i podszedłem do szafy chcąc się ubrać. Zastygnąłem z jedną ręką na drzwiach otwartej szafy a druga ręka z papierosem między palcami zawisła w powietrzu. Tutaj są ubrania Billa! No co do cholery! Gdzie są walizki i ten głupek?! Uderzyłem czołem o drzwiczki i zabierając ubrania do łazienki poszedłem pod prysznic.
Ustawiłem odpowiednią temperaturę wody i rozebrałem się. Zamknąłem za sobą szklane drzwi i pozwoliłem aby woda spływała po moim nagi ciele. Wszystkie mięśnie się rozluźniły a ja poczułem się zrelaksowany. Dlaczego od razu nie pobiegłem szukać Billa? Ah, no bo ogarnęło mnie dziwne uczucie, że on wróci. Bliźniacza więź to to raczej nie była ale znam go. Kiedyś też tak uciekł i wrócił. Oparłem się czołem o kafelki przede mną i z szybkością żółwia zacząłem się myć gąbką. Usłyszałem trzask drzwi i zakręciłem wodę. Szybko owinąłem się ręcznikiem a drugim zawinąłem włosy. Wyprułem z łazienki wpadając wprost na Billa.
-Gdzieś ty był?! – wydarłem się na niego. Leżałem na nim dociskając go do podłogi. Podparłem się na rękach patrząc na niego wyczekująco. Był wystraszony zapewne moim zachowaniem, ale martwiłem się!
-T-tom! Ja przepraszam! Byłem pozwiedzać, a ty tak słodko spałeś, że nie chciałem cie budzić! – wyjąkał przestraszonym głosem. Nachyliłem się nad nim bardziej, sam nie wiem po co. Spojrzałem mu głęboko w oczy i pocałowałem go!
W czoło oczywiście.
-Nie strasz mnie więcej i zabieraj telefon. – wyszeptałem i wstałem z niego podając mu dłoń na której się wsparł i po chwili stał obok mnie.
Uśmiechnąłem się do niego co odwzajemnił delikatnie i ściągnął, kurtkę, której nie zauważyłem wcześniej. – Skoro już jesteś to przyda mi się.
-Tak? A do czego? – zapytał unosząc do góry brew. Usiadł na łóżku i rozmasowywał sobie nadgarstek.
-Boli cię? – zapytałem widząc, że ma zaczerwienione.
-Od bransoletek, trochę tylko.A no więc, po co ci ja?
-Bo ja… – zacząłem i przerwałem zawstydzony. O jezu jakie to głupie. Po co ja to zaczynałem?! Zawsze muszę coś palnąć!
-Bo..? – popędzał mnie Czarno włosy. No i co ja mam mu powiedzieć?
- No bo…bo napisałem piosenkę i w ogóle zapomnij o tym bo to głupie i nieważne!
No to klops. Głupi Tom! Nigdy się nie nauczysz, że trzeba trzymać język za zębami?! I co on sobie pomyśli? „Oh Tomi to takie słodkie co ci się stało, że napisałeś?” „Jesteś bardzo męski.” Tak na pewno! Już nigdy się nie odezwę, nigdy! Urwę sobie język! Odgryzę go! Tomusiowi się zachciało bawić w tekściarza! Ale doła miałem! Samo przyszło siedziałem i nagle…bum! Tekścior jak się patrzy!
-….Tom! Słuchasz ty mnie?!
Oh no! Jak on może mnie odrywać od myślenia? Głupi Bill…
- Nie. – zaprzeczyłem. I uśmiechnąłem się jak uroczy pięciolatek. On tylko przewrócił oczami i zaczął mówić
-Chodzi mi o to, że to fajnie! Dawaj ten tekst pacanie! Masz gitarę prawda? – dawno nie widziałem, tak szczęśliwego Billa. Cieszył się jak dzieciak z nowej zabawki. I to ja zrobiłem! Uśmiechnąłem Billa i nie ważne jak to głupio brzmi! To ja! Brawo!
Z szybkością świetlną poleciałem po gitarę i ten nieszczęsny tekst. Spale się w popiół jak on to przeczyta! Bądź co bądź, ale to on pisze teksty takie, że dupę urywa. Moim co najwyżej mogę sobie ją podetrzeć. Doskoczyłem do brata i usiadłem na łóżku, chwytając gitarę a jemu wcisnąłem kartki w rękę.
Obserwowałem jego twarz gdy w skupieniu studiował moją twórczość. Raz po raz marszczył czoło i ściągał brwi. Boje się, że mnie wyśmieje. Ale on zwilżył wargi językiem i pozbawił mnie logicznego myślenia. Przed oczami widziałem obraz jak tym językiem „opiekuje” się moim „przyjacielem” a potem podnosi się i całuje moje wargi. Gładzi moje podniebienie swoim kolczykiem w języku. W tym czasie jego dłonie wkradają się pod mój T-shirt i gładzą mój tors. Wtedy ja przejmuję akcję i rzucam go na plecy pozbawiając go ubrań. Całuję każdy odsłonięty fragment skóry zostawiając mokre ślady. Schodzę na podbrzusze, które również całuję kończąc na dużej sinej malince. Rozbieram się odrzucając wszystko za siebie. Z szafki nocnej wyciągam żel. Ponownie skradam pocałunek z jego pełnych warg i przenoszę usta na jego szyję, a on odchyla głowę i cicho mruczy drapiąc mnie po ramieniu. Smaruję żelem swoje palce i jego wejście. Wkładam w niego palce a on jęczy z rozkoszy. Drugą dłonią podpieram się obok jego głowy i mocno go całuję i równocześnie wchodzę w niego. Krzyczy głośno i jęczy gdy się w nim poruszam. Z każdą chwilą coraz bardziej przyśpieszam. Wbijam się ostatni raz i dochodzę w nim w tym samym czasie co on z moim imieniem na ustach i moja dłonią na jego członku.
Wooah! Otworzyłem szybko oczy i spojrzałem na Billa. Poprawiał coś w tekście. Z przerażeniem Spojrzałem na siebie.
-Ej, Bill idę do łazienki, zęby umyć. – Odmruknął coś machając na mnie ręka. Szybko uciekłem do łazienki. Zamykając się z moim problemem. Odkręciłem wodę by miał powód do myślenia, że myję te zęby. Ściągnąłem spodnie i cicho westchnąłem. Mam nadzieję, że woda mnie zagłuszy…
-Jeszcze raz.
-Tage geh´n vorbei, Ohne da zu sein, Alles war so gut, Alles ich und du Geh, Geh (…)
-Tom, jesteś geniuszem. – pogratulowałem sam sobie a Bill się zaśmiał. – Z czego się lejesz gnido?
-Z ciebie! Musiałem refren poprawić i gdyby nie ja to wiesz.
-Goń się! A skoro nigdzie nie wychodzimy to głodny jestem.
-Pizza? – zapytał a ja pokiwałem energicznie głową i zacząłem szukać numeru. – Bez papryki tylko!
A ten kościotrup znowu swoje! Wszystko by z tej pizzy pozdejmował i zjadł same ciasto. Swego czasu byłem świadom, że im bardziej płaska dupa tym głębiej wchodzi, no ale jak ja tak patrzę teraz na Billa to bym mu chyba żołądek ten no…potłukł? W każdym razie wiadomo o co chodzi.
A ja znowu o tym, ja go kocham i pragnę. Miałem skończyć z tym. Przyrzekłem sobie, że się jakoś z tym ogarnę, ale nie! Musiał oblizać wtedy te usta i w ogóle ta pizza teraz. Super, jedzenie kojarzy mi się z seksem, brawo.
-Bill! Gdzie jest mój portfel? – zawołałem w kierunku drzwi łazienki i usiadłem zrezygnowany na podłodze. Zaraz będzie facet z pizzą a tylko ja miałem kasę przy sobie. Zapłacę mu kamieniami.
-W mojej torebce!
Jak baba. Nie żebym miał coś do tego jak on wygląda! Uwielbiam go całego także wiecie. Ale po prostu, albo złamie paznokieć, albo mu tusz się skruszy czy coś.
Doczołgałem się do stołu i pochwyciłem tą czarną cekinową torebkę i wysyłałem jej zawartość. To co zobaczyłem sprawiło, że chyba ciśnienie mi się podniosło.
-Bill do cholery co to są za tabletki? !
Głową czarnego pojawiła się w wejściu do łazienki.
-Ups?

II

UWAGA MOGĄ BYĆ BŁĘDY!
*~
Nie ważne jak bardzo chcemy wygrać ze złem. Nieważne kim jesteśmy i jak żyjemy. Jesteśmy ludźmi. Żadne 
słowa i czyny nikogo nie naprawią. Każdy bowiem jest zepsuty do szpiku kości. Wydaje nam się, że wszyscy mają dobre intencje, lecz tak naprawdę głęboko w nas jest zepsuta dusza, która nie pozostawi żadnych złudzeń. Każdego dnia tak czy inaczej, zadaję sobie jedno pytanie; „do czego to zmierza?” Gubię się w życiu. Gdybym tylko wiedział kim jestem, wszystko by było jaśniejsze, bo w obecnym momencie nie uważam się za brata czy nawet kochanka. Jestem Tom, to na pewno. Jestem rozdarty, bo chodzi o to, że nie znam swoich zamiarów do końca i to mnie przeraża. Boję się, że skrzywdzę…każdego.
Mama zawsze mówiła, że to my decydujemy o sobie.
Gówno prawda.
To ludzie dookoła nas, sprawiają, że stajemy się inni niż byśmy chcieli.
Siedziałem z Billem, który drżał na moich kolanach. Tuliłem go i głaskałem po włosach. Stopami odpychałem się od podłogi bujając się z nim do przodu i w tył. Już nie płakał, ale też się nie odzywał do mnie. Słychać było tylko jego ciężki oddech. Zaciskał dłonie na mojej koszulce, że gdybym jej nie miał to zapewne miałbym rany od jego paznokci. Na sto procent coś się stało, jestem tego pewny! Ostatni raz tak płakał, gdy zdechł nasz kot, więc to niemożliwe by któryś z naszych psów zdechł. W sensie, że one leżą teraz pod szafą i gryzą piłkę.
-Bill…? – zapytałem chwytając go za ramiona i odsuwając lekko od siebie. Nawet na mnie nie spojrzał, wpatrywał się w podłogę jakby było tam coś co odpowie za niego. Ostatnio nasze relacje się popsuły. Mało spędzamy czasu poza pracą. Kiedyś chodziliśmy na spacery, imprezy czy po prostu siedzieliśmy w ciszy. Wtedy to nawet cisza wydawała się być głośna. Na większości wywiadów, zawsze opowiadaliśmy o swojej bliźniaczej więzi… I widzicie? Nie wyczułem, wcześniej, że coś się stało.
„Ich hore wenn du leise schreist
Spure jeden Atemzug von dir .”
Westchnąłem i wstałem usadzając go na łóżku, a sam poszedłem do łazienki pod prysznic. Skoro nie chce mówić teraz, powie kiedy indziej. Chyba. W każdym razie, muszę mu dać czas. Czas ponoć leczy rany, a kiedy jemu się wszystko zagoi na duszyczce to wtedy będzie mógł mi powiedzieć. Rozebrałem się i odkręciłem zimną wodę wchodząc do środka kabiny. Oparłem się plecami o kafelki i zamknąłem oczy. Zmęczenie dało o sobie znać i to bardzo mocno. Już nawet nie czułem, że coś piłem. Właściwie to cały czas myślałem o swoich uczuciach względem Billa. To nie daje mi spokoju! Gdy siedziałem tak z Billem, coś zakuło mnie w okolicach serca i nagle zapomniałem, że kocham go inaczej niż brata. Natomiast teraz, wróciło wszystko do normy, czyli inaczej to ujmując – znów go kocham. Kocham, i śnię o jego dotyku i pocałunkach każdej nocy. I muszę coś zrobić bo do cholery, oszaleję!
I nawet już mam plan…
Minęły dwa cholernie długie i nudne dni. Bill zamknął się w sobie i z nikim prawie nie rozmawia. Bo trudno rozmową nazwać gdy ktoś do kogoś mówi a druga osoba tylko kiwa głową. Jost jest załamany i z powodu stanu Billa musiał odwołać wywiady i koncerty. Ja jako jego brat jestem obsypywany pytaniami, o to, co się stało, że Bill się tak zmienił. Ale skąd ja mam wiedzieć?! Nawet ze mną nie rozmawia! Gustav i Georg martwią się o Czarnego, i to mnie boli. Boli bo oni chcieli by być bliżej niego i go rozgryźć. A tak nie może być, Bill jest moim bratem! Pomijając, to co do niego czuje to łączą nas więzy krwi i nikt mi go nie zabierze! Nigdy…
Wynegocjowałem z Davidem miesiąc wolnego, chcę by Bill się otworzył i wyrzucił z siebie co się dzieje! Tak swoją drogą to on wygląda jak siedem nieszczęść. Strasznie schudł, przede wszystkim, sama skóra i kosteczki. Wezmę się za niego. Chciałbym go zabrać gdzieś gdzie się uspokoi, w końcu teraz cały czas jest zdenerwowany, rozgląda się na boki jakby ktoś mu miał coś zrobić.
„Du bist mein Sonnensystem
Nur du kannst meine Sonne drehen.”
-Dalej Billy! Bo nam samolot ucieknie! -wołałem brata ciągnąc swoją walizkę do bramek. Zabieram nas w góry. Myślę, że to będzie dobry pomysł, zwłaszcza, że górskie powietrze jest naprawdę wspaniałe! Nie sądzę by był tam jakiś specjalny gwar więc Bill będzie czuł się bezpiecznie. Obejrzałem się za siebie szukając Billa. Szedł w moją stronę patrząc tępo przed siebie. Był taki nieobecny…
Przyśpieszył i zrównał krok ze mną. Spojrzał na mnie i delikatnie podniósł kąciki ust w górę. Jakiś sukces, przynajmniej. Puściłem mu oczko, i chwytając go za rękę pobiegliśmy w stronę samolotu.
Po całej odprawie, usiadłem przy oknie, a Bill, który boi się latać usiadł zaraz obok wklejając się we mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem, czując jego ciepło i bliskość. Było tak dobrze…
-Tom? – usłyszałem cichy głosik obok siebie. Spojrzałem na czarnego. – B-bo…bo my jesteśmy braćmi nie?
No to mnie wmurowało w siedzenie. Do czego on dąży?! O mamo wdech i wydech…
Odchrząknąłem – No, tak. Czemu pytasz? – Gorąco mi mimo, że na dworze jest strasznie zimno.
-Tak tylko. Czasami mam wrażenie, że nie. Nie zrozum tego źle, po prostu… – wzruszył ramionami i przekręcił się na bok. Patrzyłem na niego cały czas, ocknąłem się dopiero gdy kopnął mnie przez przypadek przez sen.
A co jeśli nie jesteśmy braćmi? Może się pomylili w szpitalu, albo nas adoptowali! No to by było coś, ale niestety wyglądamy podobnie, także marne szanse. Ale wtedy mógłbym podrywać Billa niczego się nie obawiając.
„Ich will nur dasein und vertraun.
Das wir die eignen Wege finden,
an unsrem eignen Leben baun.”
~*
Czuł jak wszystkie części ciała mu drętwieją, mimo to nie zmienił pozycji w jakiej leżał. Dobrze wiedział, że gdyby się odwrócił Tom zorientował by się, że nie śpi. Zrobiło mu się głupio gdy zapytał o to czy są braćmi. Sam nie wiedział co go do tego pytania podkusiło. Czuł silną potrzebę by te słowa opuściły jego usta. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że oni są i będą braćmi. Cieszył się z tego, że ma takiego brata jak Tom i nie widział innej opcji. Darzył go miłością czysto braterską. Od małego był uczony dobrych manier, szacunku do innych a przede wszystkim do swojego brata. Simone dbała aby zawsze, byli zadbani i niczego im nie brakowało.  Nawet gdy rozwiodła się z ich ojcem starała się być i ojcem i matką.
Nie miał pojęcia ile udawał, że spał. Zaraz zapewne będą lądować więc musi udawać, że się budzi. Cały lot rozmyślał o swoim życiu. To co przeżywał w środku było potworne. Zostało mu niewiele czasu, lecz nie chciał brać z niego wszystkiego na raz pod sam koniec. Myślał, że spełni swoje marzenia do końca, a tym czasem na własne życzenie się wyniszcza. Odczuwał pustkę w sercu, gdy myślał, że bedzie musiał zostawić zespół, rodzinę i przyjaciół. Własne ego zaćmiło mu umysł a teraz płaci cenę wyższą niż się spodziewał.
-Wyspałeś się? – usłyszał z siedzenia obok. Powoli odwrócił się do brata i uśmiechnął delikatnie.
- Tak. Ile jeszcze? – bardziej poruszał ustami niż szeptał czy też mówił.
-Nie wiem, z pół godziny. – odparł dredowłosy i położył dłoń na jego policzku gładządz go. Taki drobny gest sprawił mu tyle przyjemności, aż zamknął oczy.
-Aha.
~*
Pozwoliłem sobie na odrobinę za dużo głaszcząc go po twarzy. Jednak stwierdziłem, że to na tyle. Bill wyglądał tak niewinnie gdy się przebudził, że musiałem go dotknąć. Naprawdę gubiłem się, raz czułem się jak jego brat a raz jak jego chłopak, którym nigdy nie będę. Chciałbym dać mu to czego nie dała mu żadna jego dziewczyna. Chciałbym go kochać, całować i oddawać mu całego siebie.
Jestem nieszczęśliwie zakochany. Teraz doskonale wiem ja się czują osoby, które są same ale jednak czują się zakochani.
Gdy znaleźliśmy się na miejscu zadzwoniłem po taksówkę i zabrałem brata do hotelu. Bill tak jak zaczął krótką rozmowę w samolocie, tak szybko ją skończył. Teraz z szeroko otwartymi oczyma podziwiał wystrój wnętrza i widoki widoczne zza okien recepcji. Uśmiechnąłem się uroczo do recepcjonistki i oparłem bokiem o ladę. Odbierając klucze od pokoju spostrzegłem kątem oka, że Czarny siedzi, a nawet prawie śpi na fotelu. Szybko podziękowałem Rudowłosej kobiecie i poszedłem do brata.
-E, Bill. Śpisz czy co ty robisz? – zapytałem trącając jego łydkę swoim butem.
- Prawie. Wiesz zmiana klimatu i takie tam. Możemy już iść do pokoju?
-Jasne.
Po wejściu do pokoju, każdy zajął się sobą. Bill poszedł pod prysznic a ja zapalić na balkon. Wyszedłem w samych spodniach jednak zimno mi nie przeszkadzało. Odczułem zmęczenie i zapragnąłem teraz znaleźć się w łóżku. Dobrze by było gdyby Bill znalazł się tam ze mną, niekoniecznie, żeby spać. Niestety są dwa łóżka a tak miałbym przynajmniej pretekst żeby spać z nim.
-Tom, chodź do środka. – usłyszałem z wnętrza pokoju niespokojny głos Billa. Natychmiast zgasiłem papierosa o barierkę i wszedłem do środka zamykając szklane drzwi i zasłaniając zasłony.
Bill siedział na swoim łóżku przykryty po sam czubek głowy.
-Śpij ze mną, proszę.
Czy ktoś powiedział, że marzenia się nie spełniają? W tym momencie miałem ochotę zabić tego kogoś. Najszybciej jak umiałem pogasiłem światła nawet nie patrząc na to by się wykąpać. Wskoczyłem bez zawahania do łóżka, które należało do obiektu moich marzeń i ułożyłem się wygodnie. Para drugich brązowych oczu wpatrywała się we mnie i powoli chowała pod powiekami. Bill wyszeptał ciche „dobranoc” oraz „dziękuję ” a potem wtulił się w moje ramię i zasnął. Czułem takie motylki z powodu tego drobnego gestu jakim było przytulnie się do mojego ramienia. Powoli się uspokajałem i starałem zasnąć.

I

-Nie krzycz! – zapiszczałem ze strachu nie wiedząc co robić. – Zaraz coś wymyślę!
-Ja się wykrwawię!
Ah, no więc jesteście ciekawi o co chodzi? Bill zaciął się kartką, co niby jest normalne, ale wszędzie jest tyle krwi, że masakra.
Ciągle biega i krzyczy, że się wykrwawi a robi to tak głośno, że Gustav przyszedł i zapytał się co się dzieje i jak ma się wykrwawić.
Spojrzał na Billa takim wzrokiem, że od razu krzyknął „nie mam okresu!”
Ja tam nie wnikam… Okej, w każdym razie muszę jakoś opanować to krwawienie. Poszedłem do hotelowej łazienki i znalazłem plastry.
-Tooooom! – usłyszałem zza drzwi łazienki. Pokręciłem głową i wyszedłem kierując się do łóżka na, którym siedział. Swoją drogą to gdyby go tak popchnąć by się położył to mógłbym go pocałować i opanuj się Tom bo to twój brat. Potrząsnąłem głową chcąc odgonić te natrętne myśli i usiadłem obok niego. Nie płakał ale miał czerwone oczy. Wziąłem jego dłoń i podniosłem na wysokość oczu.
Matko jaka ona jest delikatna i ciepła w dotyku! Moje są strasznie zimne a opuszki szorstkie od gitary. Nigdy nie wiedziałem, dlaczego są one takie zimne.
Nie tylko one, zawsze miałem zimne dłonie, stopy i resztę ciała. Odkąd Bill zaczął znaczyć dla mnie coś więcej zacząłem przywiązywać większą uwagę do właśnie takich błahostek.
-No już dobrze. – chwyciłem plaster drugą dłonią i okleiłem jego palec. Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w to miejsce.
-Tom? – zapytał lekko zdziwiony Bill. – Co ty robisz?
-Szybciej się zagoi. – mruknąłem i wstałem. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i ciężko westchnąłem. – Wiesz, że za niespełna pół godziny musimy wyjść? – zapytałem odwracając się przodem do niego. Upadł z jękiem na poduszki a mi przez głowę przebiegły kosmate myśli.
-Wiem. Nie idę. Powiedz chłopakom, że źle się czuję a ja idę pod prysznic miłej zabawy. – powiedział na jednym wdechu i pobiegł do łazienki zamykając się tam.
Z głupim wyrazem twarzy stałem w miejscu chwilę i potrząsnąłem głową. No skoro tak to ja nie będę przepuszczał wolnego. Podszedłem do szafy i przebrałem się w ciemniejsze ubrania, tak na wszelki wypadek. Stanąłem przed lustrem, popsikałem szyję perfumami i poprawiłem czapkę na głowie. Rzucając, krótkie wychodzę opuściłem pokój idąc po Gustava i Georga. Mruczałem pod nosem bliżej nieznaną mi melodię i zapatrzony w swoje buty szedłem przed siebie z rękoma w kieszeniach. Nie było to zbyt dobrym pomysłem, ponieważ po chwili elegancko przywaliłem głową o czyiś tors. Po zapachu rozpoznałem Georga i w ułamku sekundy odskoczyłem naciągając czapkę na głowę.
-Stary się patrzy przed siebie. – powiedział Georg szeroko się uśmiechając. – Gdzie Bill?
Hagen zawsze zmieniał szybko tematy. Nigdy nie zostawał przy jednym dłużej niż 15 minut. No chyba, że akurat był temat jedzenia to wtedy mógłby paplać bez sensu godzinami. Georg jest dosyć dobrze umięśniony czego zawsze mu zazdrościłem. Gdyby postawić go przy Billu to by wyglądał jak ojciec z synem. Bo swoją drogą to ja Georga z dziećmi nie widzę, jak on tak dużo je to by się jeszcze rozpędził i zjadł również je! Chyba, że wujcio Tom by przybył na ratunek.
Nasz basista do mądrych nie należał, lecz do głupich również nie, był po między tym a tym. Nie raz potrafił odpowiadać komukolwiek tak inteligentnie, że musiałem zbierać szczękę z podłogi. Mimo wszystko jest to wspaniały przyjaciel, chociaż ostatnio oddaliliśmy się trochę, zawsze nim będzie.
Lubiłem spędzać czas z nim i Gustavem. Gustav był cichy tylko nie wtedy gdy był sam z nami. Śmiał się i dokuczał Billowi czy parodiował Georga sprzed koncertów.
Z uśmiechem na ustach podążałem przed siebie słuchając jak chłopacy się kłócą o to kto z nich wyrwie najwięcej panienek. Kiedyś też taki byłem. Wyrywałem wszystko co sztuczne i ma długie nogi. Ścigałem się z nimi kto więcej zaciągnie do łóżka. Jednak wszystko to zmieniło się od tego momentu gdy ujrzałem w Billu kogoś, kto mi je zastąpi wszystkie. Nie tylko w łóżku ale i w życiu codziennym. On zna mnie najlepiej, wie jak mi pomóc lub co mi jest. Rozumiemy się bez słów, a do tamtych lasek było by dobrze gdybyś im narysował o co w danym momencie ci chodzi.
Doszliśmy w końcu na miejsce. Uderzył we mnie mocny zapach papierosów i alkoholu. Wszędzie spoceni faceci obmacujący laski w krótkich paseczkach na tyłku, bo spódniczką tego nazwać nie szło. Głośna muzyka z głośników, sama prosiła do tańca, lecz moje nogi zamiast na parkiet zaciągnęły mnie do baru. Zamówiłem dla siebie i chłopaków po piwie i przeciskając się przez tłum w końcu dotarłem do stolika. Usta perkusisty i basisty wykrzywiły się w ogromnym uśmiechu na widok zimnych kufli z piwem.
-No to panowie, za dzisiejszą noc!
~*
4;30 nad ranem. Hotel w samym centrum Monachium.
Czarnowłosa postać szurając kapciami po panelach stanęła przed lustrem rozpuszczając włosy. Resztki makijażu wymieszane z dużymi perlistymi łzami, które toczą się po policzkach. Blada skóra sińce pod oczami ukryte pod toną makijażu wystające kości biodrowe i obojczyki. Drżące dłonie i nogi.
Dotknął dłonią powierzchni lustra i zamknął oczy. Nic nie zaczyna się bez powodu i tak samo kończy.
„Pierwszy krzyk, uśmiech i łzy. Dłoń szukająca drugiej by spleść palce. Ciepłe spojrzenie w oczy i delikatny wiatr rozrzucający włosy.”
Uderzył dłonią w lustro i wyciągnął z torby białe pudełeczko. Wysypał dwie pastylki łykając je bez popijania. Kopnął rozrzucone ubrania i podszedł od okna wdrapując się na parapet. Podkurczył nogi i oparł policzek o szybę. Spoglądał na miasto, na te wszystkie światła i samochody. Ludzie byli wolni i szczęśliwi. Chodzili wszędzie, robili co kochali i kochali kogoś. On tak nie mógł. Sława uwięziła go w czterech ścianach,kochał to robić ale nie za taką cenę. Kochał Toma i na tym chyba kończy się jego szczęście. Miał brata i dwóch przyjaciół a poza tym pustkę w sercu. Był sam i sam będzie, bo kto zakocha się w nim a nie w jego portfelu? Nie wiedział jednak, że ktoś taki już jest…
Nie mógł zasnąć. Tysiąc myśli siedziało mu w głowie. Każda z nich starała się być najważniejsza ale nie potrafiła. Uderzał głową w szybę i drapał paznokciami lewe przedramię. Szeptał pod nosem słowa modlitwy.
-…i broń mnie Panie od wszelkiego złego…- zaciął się w pewnym momencie i zeskoczył z okna. Z torebki wyciągnął dużą białą teczkę z napisem na środku „BILL KAULITZ – ANALIZA”. Skoro i tak nie ma za dużo czasu i cierpi to dobije się bardziej. Otworzył tą teczkę.
Cały dzień ta teczka mąciła mu w głowie. Bał się ją otworzyć, ze względu na zawartość. Ale teraz? Kiedy mu wszystko jedno, nie ma nic do stracenia. Tylko…
Oczy rozszerzyły się mu pewnie bardziej niż to możliwe. Sunął wzrokiem po kartce od lewej do prawej a łzy moczyły papier. Kilka słów wystarczyło bo zrobił mu się słabo.
„Złe.”
„Powtórka.”
„Pewność.”
„20% szans.”
Świat zatrzymał się dla niego. Na drżących nogach doszedł do łóżka i położył się na boku zwijając w kębek. Cały drżał i szybko oddychał. Potrzebował teraz tylko tego by komuś coś się stało. Ta teczka, ta kartka papieru i litery wyjaśniły mu co jest nie tak. Na początku tylko myślał, że włosy mu wypadają od lakieru i tapiru. Tak jasne.
Serce biło mu co raz szybciej gdy myślał o tym, że w końcu będzie musiał wszystko ujawnić. Zwłaszcza obawiał się reakcji Toma. No bo co mu powie? „Cześć Tom. Umieram.”
Płakał i chciał krzyczeć. Potrzebował teraz by ktoś się do niego przytulił i pogłaskał po głowie. Chciał teraz trochę ciepła i miłości.
*~
-A widziałeś jej cycki?! Ta to dopiero była… Ale ja mam Billa.
-Bill by cię zabił, fakt.
-A wy wiecie co?
-Nie.
-Jesteśmy pijani.
-Nie prawda! My po prostu byliśmy na kulturalnym posiedzeniu zespołu.
Szedł między Georgiem i Gustavem trzymając ich za ręce. Wymachiwał nimi wesoło w górę i uśmiechał się szeroko.
-Kocham was!
-My Cię też Mysiu!
Ludzie wracający akurat z pracy patrzyli rozbawionym wzrokiem na nich. Nikt się nie przejmował tym, że mogą ich zdjęcia znaleźć się jutro w gazecie. Umówili się bez wiedzy menagera i żyjąc w przekonaniu, że zrobili dobrze podskakując wracali do hotel. Tom nie wiedział o tym co właśnie przechodzi jego bliźniak. Nie wyczuł żadnej zmiany.
Podziwiając nocne niebo i gwiazdy, stawiał krzywo nogi starając się przejść z chłopakami na drugą stronę ulicy. Gdy im się już udało pokonać krawężnik pozostał problem obsłużenia hotelowej windy.
-To wduszę ten zielony! Łiiii! Jedziemy! – krzyczał Gustav szarpiąc dredowłosym za ramiona. Winda zatrzymała się o dziwo na prawidłowym piętrze. Każdy trzymając się ściany starał się dojść do swojego pokoju. Duże białe drzwi z tabliczką „212″ były pokojem bliźniaków. Tom zatrzymał się i oparł czołem o drewno. Zaraz jednak odskoczył i lekko wytrzeźwiał, słysząc szloch, który na pewno należał do jego młodszego brata. Gorączkowo zaczął przeszukiwać spodnie w celu znalezienia kluczy. Przymykając jedno oko starał się trafić w dziurkę od klucza.
Tupnął nogą i zamknął oczy myśląc, że trafi jednakże zanim to zrobił drzwi otworzyły się i stanął w progu Bill.
Gitarzysta natychmiast wszedł do pokoju ciągnąc za sobą czarnego. Usiadł na łóżku biorąc go na kolana. Chwycił jego twarz w dłonie i otarł łzy. Blada skóra jednak nadal ciepła, sińce pod oczami i zakrwawione gałki. W pokoju panował półmrok przez lampkę stojącą na szafce nocnej. Doskonale widział stan Billa przynajmniej ten zewnętrzny.
-Braciszku co się stało…?

0

„Irgendwo hat unsere Zukunft
Begonnen
Hinterm Horizont.”
Ilekroć przeglądam albumy rodzinne, widzę nasze zdjęcia. Nigdy nie zwracałem szczególnej uwagi na Ciebie i twój wygląd.
Mimo iż jesteśmy bliźniakami to tak cholernie się różnimy. Od zawsze byłeś moim młodszym braciszkiem i to się raczej nie zmienia. Od jakiegoś, czasu dokładnie Ci się przyglądam. Obserwuję twój każdy najmniejszy ruch. Wyszukuję każdy pominięty szczegół, przez te wszystkie lata. Niby tacy sami a jednak inni. Patrząc na Ciebie mam wrażenie jakbym spoglądał w rozbite lustro.
Orzechowe oczy z iskierkami szczęścia, pełne malinowe wargi wygięte w uśmiechu. I stwierdzam, że musisz być szczęśliwy. Zresztą nie dziwię Ci się, bo mając takich przyjaciół jak Georg i Gustav, to każdy by był szczęśliwy do porzygu.
Siedzę z boku przyglądając się, jak twoje kruczoczarne włosy podskakują, gdy gonisz Gucia czy na twoje kuszące wargi oblizywane językiem, gdy podjadasz żelki Hagena. Jesteś jak duże dziecko, ale właśnie za to każdy cię szanuje, bo jesteś sobą. Nikogo nigdy nie udajesz, a ja muszę udawać twojego brata, bo pomimo, że nim jestem to się nim nie czuję.
Od zawsze twoja osoba zaprzątała mi głowę, ale ostatnio jeszcze bardziej.  Gdzie nie spojrzę widzę zakochanych całujących się i trzymających za ręce, i marzę o tym, że pewnego dnia my też tak będziemy robić. Śnię o tym byś to ty się we mnie zakochał i jako pierwszy wyznał mi miłość.
Jesteś moim powietrzem; gdy Cię nie ma obok czuję się osaczony. Mam wrażenie, że się duszę. Bez cerze, jak widzę na koncertach te plakaty z napisami „Bill kocham cię! Zrób mi dziecko!”. Niby ty do mnie nic nie czujesz, ale nie raz patrzysz tak jakbyś chciał mnie pocałować. Naprawdę, wtedy bym chciał się na Ciebie rzucić i pocałować, żebyś przestał tak patrzeć.
Gdy się przebierasz przed koncertami udaję, że sprawdzam gitarę a tak naprawdę patrzę na Ciebie i twoje ciało. Albo gdy tak panikujesz, że nie zdążysz się pomalować to… O Jezu, dlaczego ty musisz mi to robić? Nieświadomie, ale jednak.
„Liebe ist für alle da – auch für mich.”
Jesteś bardzo delikatny. Nigdy Ci nie powiem co do Ciebie czuję. Nawet nie wiem jakby to mnie bolało postaram się trzymać swoje uczucia i marzenia z dala od wyjścia z cienia. One zawsze będą ukryte we mnie. Nie kochasz mnie jak brata, a ja nie zamierzam robić czegoś wbrew Tobie.
Nie mam pojęcia co zrobię gdy ty sobie kogoś znajdziesz. Chciałbym byś był mój. I chciałbym kiedyś usiąść i po prostu opowiedzieć historię naszej miłości. Ale przecież…dlaczego się oszukuję? Zawsze przed snem wmawiam sobie, że może jednak coś się zmieni u Ciebie względem mnie. Eh…
Jestem pewny swoich uczuć tak jak tego, że muzyka jest tym co chcę robić w życiu i tym co kocham. Ale muzyki nigdy nie pokocham tak jak Ciebie. 
„Du bist alles, was ich bin
Und alles, was durch meine Ader fließt.”
Inni uznali by mnie za geja, ale ja nie wolę chłopaków – Ty jesteś wyjątkiem. Masz w sobie coś czego nie ma nikt inny. Jesteś jak magnez, przyciągasz mnie i odpychasz kiedy tylko chcesz. Często wydaje mi się, że mam u Ciebie chociażby minimalne szanse, ale jak już mówiłem to mi się tylko wydaje.
Cholera mnie bierze.